Gorish siedział jak zwykle na bagnach. Wpatrywał się spokojnie w nieciekawą dla ludzkiego oka, ale niezwykłą dla orka florę i faunę bagien. Na przelatujące raz po raz ważki, na ropuchy wydające donośny dźwięk wśród tataraku, na nartniki przemieszczające się z zabójczą prędkością po tafli niezbyt przyjemnej bagiennej cieczy.
Usłyszał za sobą kroki. Na szczęście nie był to żaden z wojowników, których ostatnimi czasy miał dosyć. Kroki były lekkie, ledwo słyszalne, nie było słychać dźwięków metalu. Gorish odwrócił się. Stał tam wysoki, mocno umięśniony ork. Na jego głowie znajdował się kaptur z wilczej głowy, którego łapy zwisały z ramion na klatce piersiowej. Od pasa w dół miał długą szatę, przy której pobrzdękiwały dźwiękiem drewna różnorakie amulety. Gorish nic nie powiedział. Wiedział, ze szaman powie pierwszy. Nie mylił się.
-Tu Cię znalazłem, Gorishu!
-Arcyszamanie Net-Rataku...
-Nie wstawaj - powstrzymał go, wyciągając dłoń. Gorish ponownie usiadł, przyglądając się naturze. Szaman przysiadł się do niego, obejrzał Gorisha.
Był to ork niezwykłej postury, nawet jak na przedstawiciela tej rady. Nosił na sobie futrzaną kamizelę i spodnie, wszystko w kolorze brązu. Na kamizelę narzucony był żelazny napierśnik, dość niedbale zawiązany. Nad prawym ramieniem wystawał wielki, słabo dopasowany naramiennik, a za plecami widać było rękojeść bojowego dwustronnego topora
-Chciałem Cię znaleźć, ponieważ wszyscy szykują się do nieuniknionego najazdu na ziemie ludzi...
-Atak jest bezsensowny, sto razy to mówiłem! Jesteśmy za mało mobilni, wbrew temu, co mówimy. Przemarsz naszych wojsk zajmie zbyt długo, by zmobilizować się na tyle szybko...
-Dobrze wiesz... - przerwał mu szaman-... że dla wielu to sprawa honoru. Przypomnij sobie, ilu z nas było uciskanych w niewoli ludzi, zanim nasz wybawiciel, Garr-Osh, podjął bunt przeciw poganiaczom, zanim przenieśliśmy się na te ziemie, by spokojnie egzystować, zanim odzyskaliśmy wolność, staliśmy się Klanem
-Pamiętam dobrze tę historię, Szamanie, wpajano mi wielokrotnie, że honor dla orka to rzecz ważna... Po prostu nie widzę sensu, aby zaczynać wojnę, na której wygranie szanse są małe... Honor nie jest potrzebny trupom
Szaman milczał. Zaczął wpatrywać się w smutne wierzby rosnące na bagnie. Zaczynało już się ściemniać, pierwsze świetliki zaczęły migotać nad taflą i zataczać okręgi, niosąc za sobą promieniste łuny. Orkowie doceniali wytwory Ojca Życie
-Nie jest potrzebny trupom...- podjął po chwili szaman, dalej patrząc na taniec świetlików- Zgodzę się.... Ale zadam Ci pytanie: jak myślisz, ile potrwa dobra wola ludzi? Jak długo zajmie im to, aby naradzić się w kwestii nakreślenia nowych map? Zaznaczenia swojej dominacji na tym świecie? Ludzi, drogi Gorishu, to istoty materii: dla nich wartość wyznacza to, co można wymierzyć, obliczyć, wykreślić.... My, orkowie, jesteśmy istotami duszy: dla nas wartość wyznaczają honor i wolność, a ich nie da się wymierzyć ludzkimi jednostkami. Stąd właśnie bierze się ten konflikt: z różnicy natury. Bo człowiek woli żyć dla swojego bogactwa, a ork umrzeć dla swojej wolności
Nastała długa cisza. Gorish nie okazywał emocji, jego twarz była jak rytualna orkijska maska Vun'tu. Zmrok nastał, świetliki wpadły w taneczny amok, rozświetlając złocistymi łunami całą okolicę. Wirowały, wznosiły się, opadały, cięły powietrze niczym topory. Gorish, w przeciwieństwie do innych orków, które szanowały naturę, wybitnie ją kochał. Zarówno podziwiać, jak i bronić przed niszczycielstwem
Szaman wstał. Patrzył chwilę na taniec owadów, po czym odwrócił się do siedzącego Gorisha i zaczął mówić:
-Gorishu, Synu Klanu, Ostatni z Wak-Nashou, masz dobre serce, co w naszej rasie niestety odchodzi w niepamięć. Szerz dobro dla innych, ale nie zapominaj, że jesteś orkiem. Honor i Wolność, mój przyjacielu.
Ork powstał, popatrzył na szamana, po czym rzucił mu się w objęcia. Szaman nie protestował, znał wszak ojca Gorisha, tragicznie zabitego podczas Dnia Wyzwolenia. Podobno zachlastano go lamiami w takim sposób, że nie dało się znaleźć niezakrwawionego miejsca.
Gorish powiedział po cichu:
-Net-Rataku, byłeś mi jak ojciec, kiedy swojego tragicznie straciłem.... Szanuję Twoje zdanie i to co mówisz... Ale dobrze wiesz, że....
-...Że się ze mną nie zgadzasz? Wiem. To nieistotne, Gorishu. Po prostu wypełnij swoje zobowiązanie co do Klanu, nie zawiedź swoich braci, bo oni nie zawiedliby Ciebie
Wyszli z uścisku. Szaman ukłonił się lekko przed nim, wojownik odpowiedział tym samym. Szaman odszedł, po cichu, powoli, napawając się czarem tej nocy. Gorish odprowadził go wzrokiem. Kiedy szaman zniknął wśród namiotów i budynków różnej użyteczności, ork ostatni raz zerknął na taniec świetlików. Były ich setki, jeśli nie tysiące. Tańczyły, tworząc rozmaite kształty. Przez chwilę Gorishowi się wydawało, że utworzyły konkretny kształt: orła, wzbijającego się do lotu. Nie przejął się tym nadto. Byli w okolicy Kłów Wegara, miejsca bijącego silną magią Przodków... Takie rzeczy był normalne, zwłaszcza przed bitwami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz